Rząd chce, by pacjent trafiający do szpitala karetką był przyjęty na Szpitalny Oddział Ratunkowy (SOR) w ciągu maksymalnie 15 minut od przyjazdu. Nowe przepisy mają poprawić płynność działania systemu ratownictwa i zapobiec sytuacjom, w których ambulansy godzinami czekają pod szpitalem, nie mogąc ruszyć do kolejnego wezwania.
Brzmi rozsądnie? Niekoniecznie – bo środowisko medyczne ostrzega, że taki przepis, choć może wyglądać dobrze na papierze, nie rozwiąże prawdziwych problemów.
Co dokładnie planuje rząd?
Zgodnie z projektem rozporządzenia Ministerstwa Zdrowia, każda karetka po przyjeździe na SOR będzie musiała przekazać pacjenta w ciągu kwadransa. Czas ma być liczony od momentu zmiany statusu w systemie – czyli wtedy, gdy karetka pojawia się na miejscu.
Pomysł początkowo miał trafić do ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym, ale po poprawkach zdecydowano, że lepiej będzie, jeśli znajdzie się w rozporządzeniu ministra. To pozwala szybciej zmieniać przepisy – np. skrócić czas w przyszłości do 10 minut – bez konieczności przechodzenia przez cały proces legislacyjny.
„To nie rozwiąże problemów” – mówią lekarze
Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej (NRL) jednoznacznie skrytykowało projekt. Ich zdaniem:
- nie przeprowadzono wystarczających konsultacji z lekarzami i izbami lekarskimi,
- przepis jest zbyt sztywny i nie uwzględnia realiów szpitali,
- może prowadzić do niepotrzebnej presji na lekarzy i pogorszyć jakość opieki.
Lekarze podkreślają, że nie są przeciwni usprawnianiu systemu, ale w obecnej formie propozycja rządu nie bierze pod uwagę sytuacji, w których SOR jest już przepełniony, a personel na granicy wydolności.
Co mówią dane?
Ministerstwo twierdzi, że w większości przypadków przekazanie pacjenta i tak mieści się w 15 minutach. Problemem są sytuacje skrajne – gdy karetki czekają godzinami. Zdarzały się przypadki, że pacjenci umierali w karetkach stojących przed SOR-em.
Ale – jak zaznaczają eksperci – to nie czas przekazania jest głównym problemem, tylko przeciążenie oddziałów ratunkowych, braki kadrowe i niewystarczająca liczba miejsc w szpitalach.
Formalne przyjęcie to nie to samo co pomoc
Kolejna ważna rzecz: nawet jeśli pacjent zostanie „przyjęty” w ciągu 15 minut, nie oznacza to, że od razu zobaczy go lekarz. Najpierw trafi do tzw. triażu – czyli zostanie oceniony przez pielęgniarkę, a potem czeka w kolejce według stopnia zagrożenia życia. W praktyce może więc siedzieć na korytarzu nawet kilka godzin, mimo że formalnie „jest już na oddziale”.
Presja bez realnego wsparcia
Eksperci podkreślają, że nowy przepis może stać się kolejnym narzędziem do rozliczania szpitali z „niewydolności”, zamiast naprawiać system. Jeśli nie pójdzie za tym więcej personelu, lepsza organizacja SOR-ów i realne wsparcie finansowe – wprowadzenie limitu 15 minut niewiele zmieni, a może nawet pogorszyć sytuację.
źródło zdjęcia: pexels
Kamila Kopytiuk